Amatorzy kontra profesjonaliści
W poprzednim wpisie dałam do zrozumienia, że dekarze kładą nam już dach. I była to prawda: zaczęli pracę 18 września (wtorek), a wpis był z 19 września.
Dziś czuję wenę twórczą, więc opiszę, przez jakie perypetie mieliśmy przed rozpoczęciem prac dekarskich.
Zaczęło się od niezaimpregnowanego deskowania dachu. Zamówiłam niezaimpregnowane deski i do dziś żałuję, że pożałowałam dodatkowych 50 zł per m3 za impregnację (połowa deskowania i tak była zarobiona z desek po szalowaniu stropu). Pan Janek zasugerował, żeby jednak zaimpregnować deskowanie zanim zaczną się prace dekarskie. Pan Jarek, nasz dekarz, oglądał więźbę jeszcze w czasie, kiedy górale kończyli pracę i był z niej zadowolony, nic nie mówił o impregnowaniu desek. Kiedy zadzwoniliśmy do niego z pytaniem: impregnować czy nie, pan Jarek zaczął nam udzielać instrukcji, co kupić i jak zabrać się do roboty. Więc uznaliśmy, że jednak lepiej zaimpregnować te deski.
Na początku wybraliśmy opcję opryskiwania dachu. Tomek zamówił na allegro 20-litrową butlę Drewnosolu. Ja wpadłam na pomysł, że przecież niedaleko nas w Jaktorowie ma swoją siedzibę firma Kwazar, więc chciałam bezpośrednio u nich kupić mały opryskiwacz ogrodowy. Ale sklep firmowy jest nieczynny w sobotę - zadzwoniłam do "autoryzowanego dystrybutora" w Kozerach. Udało mi się zamówić na sobotę (15 września) 10-litrowy opryskiwacz ogrodowy u tego "dystrybutora". W sobotę podjechalismy pod siedzibę Kwazaru, gdzie transakcja odbyła się na parkingu przed zakładem. "Dystrybutor" wręczył nam paczkę, my mu pieniądze i... staliśmy się właścicielem 10-litrowego Oriona.
Dach opryskiwał Tomek. Szło mu bardzo wolno: przez sobotę pokrył impregnatem tylko 2 połacie dachu (od strony wejścia i od strony tarasu). Ja odważyłam się wejść na dach dopiero w połowie dnia i prymitywną miotłą z wysuszonych brzozowych witek... zamiatałam dach :). Desek po szalowaniu stropu było wysuszone (beton "wypił" z nich wodę), więc nic się do nich nie przyczepiało. Za to świeże deski, zamówione specjalnie do deskowania, były na tyle wilgotne, że przyczepiały się do nich wióry. Nie było sensu impregnować dach pokryty gdzieniegdzie całkiem grubym "kożuszkiem" wiórów, więc najpierw musiałam pozamiatać dach :). Uporanie się z zaledwie połową dachu zajęło mi czas do wieczora.
W niedzielę poszłam poprosić sąsiada o jego opryskiwacz, żeby przyspieszyć trochę pracę. Sąsiad poradził nam zamiast opryskiwania malowanie wałkiem i pożyczył potrzebny sprzęt (wałek malarski, kij teleskopowy, wiaderko). Okazało się to strzałem w 10-kę! Wałkiem impregnowało się dach 5 razy szybciej! Dokończyłam zamiatanie drugiej połowy dachu, a Tomek "wałkował" deski. Niestety, źle się poczułam i niewiele mogłam tego dnia pomóc Tomkowi.
Do wieczora Tomek zaimpregnował prawie cały dach z wyjatkiem 2 połaci: od północy (zarówno nad domem, jak i tarasem) i od wschodu (ale tylko część nad domem, część nad garażem zdążył zaimpregnować). Ciągle niezaimpregnowana była 1/3 dachu, a dekarze mieli zacząć prace już w poniedziałek (17 września). Zadzwoniłam do pana Jarka z pytaniem, czy możemy impregnować dach równolegle z ich pracami. Nasz dekarz odpowiedział, że jego ekipa może zaimpregnować resztę dachu, więc nie musieliśmy brać urlopu na poniedziałek. Co za ulga! Tym bardziej, że byliśmy już mocno zmęczeni tą zabawą w dekarzy (zwłaszcza Tomek) :)
Jednak nie ma to jak profesjonaliści :)
Z panem Jarkiem umówiliśmy się na poniedziałek (17 września) na rozpoczęcie prac dekarskich - okazło się, że na innej budowie nie przywieźli mu na czas reszty materiałów, więc zwolnił mu się termin. Minus był taki, że pan Jarek poinformował mnie o tym w piątek (14 września) po południu. W pośpiechu szukałam tartaku, który przywiezie mi do poniedziałku:
1800 mb łaty
800 mb kontrłaty i
100 mb deski okapowej.
Na szczęście jak zwykle nie zawiódł mnie Gradbud - mieli na stanie potrzebne ilości desek, łat i kontrłat w rozsądnej cenie (650 zł za m3). Tym razem zamówiłam impregnowane drewno :-].
W Gradbudzie mieli jakiś problem z samochodem dostawczym: mieli przywieźć materiały w sobotę, ale w południe dostałam telefon, że będę dopiero w poniedziałek. Szkoda, bo gdyby nie to, wszystko załatwiłabym w weekend. W sobotę rano podjechaliśmy z Tomkiem do Dachluxu, gdzie dopisałam umowę na roboty budowlano-montażowe i zamówiłam na poniedziałek transport części materiałów (folia dachowa, orynnowanie, drobne materiały montażowe).
W poniedziałek (17 września) o 7 rano bardzo miły pan z Gradbudu przywiózł łaty, kontrłaty i deski okapowe. Ale nie przyjechały ani materiały z Dachluxu, ani dekarze!
Zadzwoniłam do pana Jarka koło 9 i okazało się, że... źle się zrozumieliśmy: przyjazd na naszą budowę był warunkowy ("jeśli nie przywiozą materiałów na tamtą budowę"). Ponieważ jednak dowieziono materiały na tę inną budowę, pan Jarek z ekipą został tam. Na szczęście pracy miał tam niewiele. Obiecał, że następnego dnia (tj. we wtorek) przyjedzie z połową ekipy pracować przy naszym dachu, a w środę będą u nas wszyscy jego pracownicy.
Zadzwoniłam potem do Dachluxu: wspólnie uzgodniliśmy, że transport folii, orynnowania i innych dupereli przekładamy na wtorek, kiedy na budowie będzie pan Jarek. Trochę rozczarowana wróciłam do Wawy (wstałam o 5:30 rano, tylko po to, żeby zapłacić za deski i ich transport :().
Pan Jarek Domagała okazał się słownym wykonawcą - wszedł na budowę we wtorek 18 września. Jego ludzie zaimpregnowali resztę dachu, zamontowali rynny, zainstalowali na dachu folię i przybili łaty i kontrłaty. Następnego dnia przyjechały dachówki. Panowie skończyli dach w 4 dni - gdy w sobotę (22 września) Tomek przyjechał zapłacić im za robociznę, robili końcówkę montażu.
Jestem naprawdę zadowolona z ekipy pana Jarka Domagały i mogę go śmiało polecić (sama dostałam kontakt do niego z polecenia Ewy :). Pan Domagała i jego dekarze to prawdziwy profesjonaliści. Pracowali szybko, sprawnie, nie śmiecili. Współpraca z nimi jest też bardzo wygodna dla inwestora: zabrakło nam 15 arkuszy blachy na obróbki oraz jednej palety dachówek. Pan Jarek po prostu pojechał po brakujące materiały do Dachluxu. Uprzedził mnie wcześniej przez telefon.
Oczywiście zakup tych materiałów został doliczony do naszej faktury w Dachluxie, ale poza blachą i paletą dachówek reszta materiałów była dobrze wyliczona. W sumie zapłaciliśmy 1165 zł więcej niż wynikało z wyceny. Zostało nam kilkanaście dachówek, kilka gąsiorów i 3 arkusze blachy- akurat tyle, żeby były jako zapas w razie konieczności naprawy/wymiany.
Zdjęcia dachu robiłam aparatem kolegi, wkleję je dopiero, kiedy mi je prześle. Mam nadzieję, że już jutro :)