Awaria prądu!!
2 lutego (w niedzielę) po południu Tomek pojechał na budowę. W domu światła, piec c.o. i rekuperator zachowywały się jak grające lampki na choinkę: działały kilka-kilkanaście sekund, potem gasły na kilka-kilkanaście sekund. I tak w kółko. Tomek wyłączył w skrzynce bezpieczniki od pieca i reku. Zadzwonil po pogotowie energetyczne.
Pogotowie przyjechało dopiero w poniedziałek 3.02 ok. 8 rano. Okazało się, że na słupie spalił się bezpiecznik SV. Ale panowie z pogotowia nie mogli go wymienić, ponieważ te bezpieczniki stanowią nasz majątek (jako składnik przyłącza tymczasowego).
Zaczęłam więc wydzwaniać po okolicznych elektrykach. Ok. 12 w południe przyjechała ekipa, wymieniła bezpiecznik na słupie i zainkasowała 250 zł. Pan Bogdan sprawdził, czy światło i urządzenia działają poprawnie (nie było wtedy na budowie ani mnie, ani Tomka).
Wszystko było w porządku przez ok. 40 minut, po czym zadzwonił do mnie pan Bogdan z informacją, że znów zaczynają występować objawy, jak przed naprawą. Zadzwoniłam znów do elektryków: przyjechali, sprawdzili jeszcze raz i... wymienili na słupie drugi bezpiecznik SV.
Od czasu drugiej interwencji elektryków nie miałam już telefonów od pana Bogdana w sprawie problemów z prądem. Trzeba było jeszcze "na twardo" zresetować piec nawiewny Millera. No właśnie, piec grzewczy nie działał przez ok. dobę (od ok. 15 2-go lutego do ok. 13-14 3-go lutego). Temperatura spadła do 16 st C (wg termostatu; wg termometru alkoholowego do 14 st C). Całe szczęście, że na początku lutego mrozy były niewielkie.
Tylko dlaczego spaliły się bezpieczniki na słupie?
Komentarze